[LESBIJKA] Archipelagi pełne młodych kobiet nieheteronormatywnych

Enigmatyczny tytuł - z góry przepraszam, ale przy mojej pracy zdarza mi się dobierać słowa tak, by nie brzmiały jak slogan, który chce sprzedać cokolwiek, czy produkt, czy usługę. Nie, tytuł nawiązuje do mojego wywiadu, który przeprowadziły ze mną wspaniałe pomysłodawczynie Sistrum, o którym również dzisiaj dużo opowiem. Wywiad był o mnie, o moim życiu, o mojej twórczości, a także, co najważniejsze, o stosunku do kobiet nieheteronormatywnych. Jestem zazwyczaj kopalnią pomysłów i filozofem w jednym - dlatego i w tym wywiadzie jest wiele filozofii, którą chciałabym przekształcić w czyn. 
Czym byłoby życie bez wyzwań?


Nie bez przyczyny rzuciłam takie zdjęcie w post. Obrączka kojarzy się z czymś "na zawsze", a ja na zawsze chciałabym zjednać dziewczyny. W wywiadzie wspólnie z moją rozmówczynią ustaliłyśmy, że dzielimy się jako kobiety o wielu osobowościach na archipelagi. Jesteśmy mega różne i mega trudno nam się z tym czasami żyje. Mamy zwykły podział - lesbijki i biseksualne kobiety. I już w tym momencie potrafimy rzucić sobie do gardeł, bo bi zawsze będzie w końcu żoną faceta, a nie innej kobiety. Przykładów podobnych mogłabym mnożyć. Kolejny z nich tyczy się wyglądu. Przecież kobieta homoseksualna jest jak facet. Widać i czuć, że nie ma w sobie nic z delikatnej pani domu. Tymczasem sprawa jest zupełnie różna. Możemy mieć dwie kobiety w związku, które są jak płatki dopiero co rozwijającej się róży. I takie kobiety mają się naprawdę całkiem nieźle.

Tymczasem wszystko nas klasyfikuje, a co gorsza, sama siebie potrafimy wkładać w różne ramy. Robimy to bardziej lub mniej świadomie, ale robimy. Przez to coraz częściej zastanawiam się, jaki jest sens budowania lesbijskiego społeczeństwa na podwalinach kultury. Czy to aby na pewno dobry pomysł, czy jestem zbyt wielką idealistką, która utonie ze swoim pomysłem, nim zdąży się za niego dobrze zabrać?

Wyjdźmy od jednej dziedziny życia, która sprawia, że człowiekowi chce się wstawać (nie, to nie praca) i żyć. Kultura, sztuka i wszelkie jej nowoczesne odłamy sprawiają, że chcę pomóc dziewczynom łączyć się w jedność, tworząc swoją przyszłość w sposób realny. Chciałabym mieć w Polsce wizję świata dla kobiet nieheteronormatywnych, które idą do kiosku i kupują "Cosmopolitana" w wersji dla siebie, o seksie, o miłości, o życiu i plotach, nastawionych tylko i wyłącznie na ich życie. Chciałabym dział prozy LGBT w Empiku, a także dobre wydawnictwo, które zajmuje się tęczowymi pozycjami. Chciałabym filmy dla kobiet, w których nie ma mowy o facetach, nie ma niesamowitych dramatów. Chciałabym komedie romantyczne, na których popłaczę się ze wzruszenia, że dostałam świetny scenariusz. Chciałabym widzieć naszą kulturę jasno i jak na dłoni, bo tymczasem mam klepki na oczach i jeżeli sama nie poszukam miejsc LGBT w sieci, to już nigdy na nie nie trafię. 

Za dużo "chcenia"? Być może coś w tym jest, a być może nic nie ma. Wszystko zależy od kąta patrzenia na te sprawy. Moje marzenia są dla mnie jak napęd na cztery koła. Jako dwudziestolatka z doświadczeniem pięćdziesięciolatki, wiem, że młodzieży przyda się miejsce, w którym LGBT jest szanowane i nie ma w tym nic złego. Po wydaniu książki poznałam wiele par kobiet, które w wieku trzydziestu lat nie wiedzą, jak się zabrać za miłość i związek. Mają problemy w tych związkach, obecna jest w nich przemoc domowa - psychiczna i fizyczna. Kobiety nie mogą się dogadać pomiędzy sobą, dzielą je głównie sytuacje związane z nietolerancją i naporem informacji, które krzyczą: weź kobieto powiedz, że jesteś lesbą. Weź wyjdź z szafy! Wiem, jak to może przerażać. 
I wiem, jak bym nie chciała, by to przerażało.

Dlatego przede wszystkim w tym roku skupiamy się na tym, by powiedzieć: weź kobieto bądź sobą. Nie bój się powiedzieć: nie, jeszcze nie powiem światu, że kocham drugą kobietę. Zrobię to dopiero potem, kiedy będę miała na to siłę i będę pewna, że mój świat, nieważne co, się nie zawali.

Link do wywiadu podaję dla zainteresowanych TUTAJ. 


Komentarze