[UCZELNIA] #BezdomnaWŁodzi. Jak podróżować, by nie zwariować

Ktokolwiek słyszał, ktokolwiek wie - od października zmieniłam swoje miasto uczelniane. Zrezygnowałam z cudownej, prestiżowej Warszawy, na rzecz Łodzi, a dokładniej Uniwersytetu Łódzkiego. Zrezygnowałam jeszcze z czegoś więcej. Z kierunku, jakim była filologia polska, dla Informacji w środowisku cyfrowym. Pierwszy raz słyszycie? U mnie ten kierunek będzie często powtarzalny, zarówno w postach, jak i na FP, które prowadzę. Zakochałam się w nim i nie zamierzam odkochać. Może i was zarażę stosunkową nowością na uczelni.


Natomiast znienawidziłam również uwielbiane wycieczki pociągami i o tym właśnie dzisiaj chciałam wam napisać. Nie wiem, czy znacie takie powiedzenie: jak uczelnia jest cudowna, tak dojazdy do dupy i odwrotnie. Nie znacie? Już tak. Polecam zapamiętać, zwłaszcza tym, którzy tak jak ja będą zmuszeni dojeżdżać na studia pociągami od następnego roku. 
Dlaczego taki tag? Z prostego względu. W Łodzi, podobnie jak w stolicy, nie wynajęłam nic na cztery dni robocze, które spędzam na uczelni. Nie miało to dla mnie prawa bytu, ze względu na mój związek, a także zwierzęta. Nie jestem typem człowieka, który umie szybko się przyzwyczajać, a brak mojej drugiej połówki mógłby zadziałać destrukcyjnie. Ma na to wpływ nawet wspólne gospodarzenie domu, ustalanie, kto gotuje, kto sprząta i kiedy wychodzi z psami. Nie wyobrażałam sobie nawet przez ułamek sekundy, że mogłabym podnająć mieszkanie na te cztery dni. 

A więc dojazdy. Przerabiałam to już kilka miesięcy. Z Warszawą nie było z tym absolutnych problemów. Podejrzewałam, że z Łodzią będzie tak samo. Nie dotarło do mnie jednak, że plan pociągów się zmienia (czyt. utrudnia życie), a do samego miasta jeżdzą trzy różne linie pociągowe. Ba, takie linie, które nie do końca się zazębiają, jeżeli chodzi o wzajemne honorowanie biletów. Ba - robi się poważny problem, bo z dwustu złotych cena biletów rośnie do trzystu i jest tylko trochę, czasami, zmienna. 

Żeby wam to łatwiej opisać, po prostu przedstawię wam dwa różne dni, podczas których inaczej poruszam się po Łodzi i do Łodzi. Poniedziałek - pierwsze zajęcia to Sztuka pisania i zaczynam je od dziesiątej godziny. Jako że Polregio, na które mam miesięczny bilet odcinkowy, zarówno na ekspress, jak i na standardowy pociąg (różnica czasami 40 minut), jeździ o siódmej, a w Łodzi jest już o ósmej, niewiele mi daje. Ba, wolę się wysypiać i mieć czas na ogarnięcie domu lub zwierząt, lub po prostu na lekki relaks jeszcze rano. Dlatego nie za bardzo szaleję, ale jednak, i przy tym rozkładzie, jaki mamy chyba przez kilka miesięcy, w poniedziałku jadę Intercity. Nie dojeżdżam, jak zawsze, do Fabrycznej, ale zatrzymuje się na Widzewie. Stamtąd mam kilka kilometrów do uczelni i wsiadam w idealnie dograny autobus ZAJ82B, w stronę zajezdni Limanowskiego. Na dworcu wysiadam o 8:50, autobus jest, czasami się spóźnia, o 9:02. To wbrew pozorom bardzo wygodne, bo kupuję bilet na 40min, mogę się potem przesiąść na tramwaj i przejechać dwa przystanki, gdy bardzo, bardzo źle jest na dworze. I jestem w szkole po około 20 minutach od wyjechania z Widzewa.

Drugi dzień, taki wtorek. Mam na 14:00 rehabilitację z ramienia uczelnianego WFu. Pociąg mam do Fabrycznej, co prawda godzinę wcześniej, ale lepsze to, niż wieczne dopłacanie. Wychodzi mi, że jadę na miesięcznym plus do tego dodaję bilet 20minutowy, bo większego mi nie potrzeba. I to jest całkiem przyjemne. Aha, popołudniami wracam tylko Polregio, żeby opłacał mi się bilet.

To w ramach wstępu, bo w sumie można sobie pomyśleć, dlaczego ja was tak zanudzam po dość sporej nieobecności na blogu. Ano, chodzi mi o to, żeby ewentualnie przygotować moich czytelników na to, jak oni powinni być gotowi, kiedy zdecydują się dojeżdżać. Czy to na uczelnię, czy do pracy, ponieważ nie będzie się tak bardzo wkurzać, jak ja się wkurzyłam w zeszły poniedziałek.

To był długi dzień. Mam wtedy kilka zajęć, plus czekam dwie godziny, a do tego, pod wieczór, na kilka godzin, chodzę na przedmiot dodatkowy, który zwie się Akademia Polskiego Filmu. Chodzę, bo lubię, ale mogę zostać tylko na jednym filmie. Chyba że chcę wracać do domu na wpół do dwunastą w nocy. Tym razem wyrwałam się po pierwszym filmie i o dwudziestej ruszyłam na podbój tramwajów. Niestety, nie wyliczyłam, jak dokładnie dojechać do Fabrycznej, która od Palmiarni,  a która znajduje się niedaleko kina, jest oddalona o dwa kilometry. Objechałam całą drogę najpierw tramwajem, a potem autobusem, a następnie zdałam sobie sprawę, że nie zdążę. Nie kupiłam żadnego biletu - ani miesięcznego, ani jednorazowego. Musiałam więc dobiec na czas i modlić się, bym mogła bilet zakupić.
Modlić się - własnie. Wpadłam na peron w momencie, w którym za trzy minuty odjeżdżał pociąg do Skierniewic. Coś mnie tknęło, by spytać, czy można płacić kartą.
- Nie. Nie można.
- A mogłaby pani dać mi dosłownie jedną minutę, podbiegnę do bankomatu i wypłacę pieniążki?
- Nie. Zaraz ruszamy. 
To mówiąc, konduktorka odwróciła się na pięcie i weszła do pociągu, a ja zostałam z moją chorobą psychiczną na ramieniu i obiecałam sobie, że już nigdy mnie to nie spotka. Już nigdy nie będę dwie godziny czekać na pustym dworcu na pociąg. Nigdy.

W tym celu, dla siebie i dla was, przygotowałam post, w którym zapiszę kilka ważnych uwag na temat dojeżdżania na studia, by uniknąć podobnych, przykrych sytuacji. 

1. Cierpliwość
Na początku muszę przecież powiedzieć, że jest szansa, że twoje misterne plany runą jak mur. Kiedy decydujemy się na stworzenie ze swojego życia pewnej podróży, musimy brać pod uwagę wszystko - ludzi, pogodę, pracę, komunikację. Wieczny stres szybko nas zabije.

2. Idealnie spakowany plecak
Moją definicję idealnie spakowanego plecaka wpisałam w powieść, nad którą teraz prasuję. W jej skład wchodzi wiele rzeczy, których nie znajdzie się w plecaku normalnego studenta. Jest to przede wszystkim bluzka na zmianę, dodatkowe skarpetki, plastry, dwie paczki chusteczek, wilgotne chusteczki, zeszyt, kilka długopisów, ołówek, gumka, gumki do włosów (kiedy mam dredloki, dokładam do tego gumki do dredloków), czapka z kominem, wszelkie leki, tampony, podpaski, łyżeczka, pudełko z jedzeniem. I na pewno o czymś zapomniałam - dlatego teraz spytam was, co wy macie w swoich torbach.

3. Dieta pudełkowa
Tak, takiej diety chcemy spróbować, jednakże chodzi mi tutaj również o wyposażenie plecaka. Zakupiłam w tamtym tygodniu elektryczny lunchbox, który będę niedługo sprawdzać. Polecam w ogóle zainteresować się żywieniem w pudełku, bo wydawanie pieniędzy w uczelnianych sklepach to straszna rzecz. W ciągu trzech tygodni zbiedniałam i to wybitnie. Dlatego polecam wam się zapoznać w wolnym czasie z kanałami na YT, na których ludzie przygotowują naprawdę świetne jedzonko. I zainwestować w dobry lunchbox, który nie zaleje nam notatek, a i utrzyma temperaturę lodówki.

4. Ładowarki i przenośne internety
Każdy musi mieć ładowarkę, bo czasami bez telefonu jak bez ręki. Mowa tu także o internecie, dlatego ja do swojego plecaka zawsze pasuję ładowarkę do teleonu i tabletu. No i sam tablet. Pokusiłam się, już dwa lata temu, o ruter z przenośnym internetem, bez którego mogłaby umrzeć. Pracuję też zdalnie, piszę, dlatego wolę mieć rękę na pulsie i być w kontakcie z internetowym światem, chociaż nie każdy to popiera.
Trudno.

5. Karta czy pieniądze?
Odpowiem prosto. Karta i pieniądze. W tramwaju nie kupisz biletu za monety, musisz użyć karty. Natomiast w pociągu nie kupisz biletu kartą - musisz mieć gotówkę. Dlatego 20 złotych w kieszeni i karta bardzo się przyda. 

Komentarze

  1. Widać, że jesteś dobrze przygotowana. Dzięki Tobie inni też będą mieć łatwiej. Ci dojeżdżający. Studiowałam filologię polską w Łodzi, ale mieszkam w Łodzi, więc nie ma porównania. Nie musiałam dojeżdżać pociągiem. W sumie dla mnie dojazdy to była łatwizna. Jednak studia takie sobie. Nic sensownego z nich nie wyniosłam. Sprawdza się Twoje powiedzenie, dojazdy dobre, studia nie za bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuję dojazdów. Sama przez półtora roku dojeżdżałam po półtorej godziny do pracy w jedną stronę. To był koszmar, a komunikacja miejska z każdym dniem mnie coraz bardziej przerażała.No nic przede wszystkim jak pisałaś, trzeba uzbroić się w cierpliwość.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz