[LGBT] Życie biseksualistki w obiektywie. Żeby życie miało smaczek...

Właśnie skończyła mi się zaprawa szpachlowa, więc mogę usiąść i spróbować obalić kilka mitów dotyczących biseksualności. Najpierw jednak zrobię sobie kawę, a co!



Biseksualność jest oczywiście jedną z orientacji seksualnych w dzisiejszym świecie. Lepiej nie wnikać, ile ich powstało, ale akurat ta jest chyba dosyć powszechną. Piszę „chyba”, bo przecież nie chodzę i nie pytam się nikogo: hej, jesteś Bi? Tak tylko przypuszczam. 

W moim odczuciu społeczeństwo nie odbiera nas, bisexów, zbyt poważnie. No bo jak to tak? Zmieniać sobie? Wedle humoru, nastroju danego dnia, czy fazy na styl ubierania się w danym miesiącu? Wiecie, w październiku ubieram się jak chłopak, noszę powyciągane bluzy i koszulki bokserki, przetarte spodnie i spięte włosy, więc jestem z dziewczyną, z kobietą. W listopadzie natomiast, wbrew pogodzie, postanawiam być super seksowną kobietą, maluję czarne kreski na powiekach, zakładam rajstopy i obcisłe kiecki, rozpuszczam rude włosy i prostuję plecy, żeby wypchnąć do przodu małe cycki, więc będę z chłopakiem, z facetem, bo pasuje mi to do chwili.
Nie, nie, no nie… Zauważmy, chociaż nieliczni naprawdę zauważają (chwała Bogu), że pod powyciąganymi bokserkami noszę dopasowane, koronkowe staniki, przetarte spodnie noszę… niemal cały czas (większość spodni w mojej szafie ma dziury, sama robiłam), sukienek u mnie jak kot napłakał, a szpilki mam jedne. W dodatku prosto to ja w nich chodzić nie potrafię. Może jakieś lekcje ktoś, coś? Tak przy okazji. 

Jestem kobietą bez względu na to, jak się ubieram i jestem z kobietą bez względu na to, jaki mam nastrój. Jesteśmy razem na dobre i na złe, na seksowne stroje i powyciągane łachy, na szpilki i moje ukochane trampki, na deszcz, pogodę. Bo kobietę kocham. 
Racja, kocham kobietę teraz, a co będzie za dziesięć czy pięć lat? Co będzie za rok? Nadal będę kochać kobietę, czy, skoro oglądam się też za facetami, znów mi się odmieni? A czy ja wiem? Czy Ty wiesz, co, na jakim etapie życia i z kim będziesz i będziesz robić za rok, dwa albo pięć? Ja nie wiem, ale za to wiem, na jakim etapie i z kim chcę być. Z kobietą. I tego warto się trzymać. Przekonania we własne racje, wiary we własne wartości i przede wszystkim w siebie i w swoje możliwości. 

Długo dochodziłam do tego, kim jestem tak naprawdę. Niektóre kwestie wciąż usiłuję rozwikłać, na przykład te dotyczące mojego życiowego zajęcia – chociaż jakiś zalążek planu mam. Jasna jest dla mnie już moja orientacja. Jestem biseksualna. I to nieprawda, że zmieniam sobie partnerów i partnerki tak, by moje życie miało smaczek. Każda zmiana czegoś ode mnie wymaga, każda zmiana to poświęcenia i wyrzeczenia, a przede wszystkim odwaga. Każda zmiana wiąże się z drugą osobą i bez względu na to, czy jest nią kobieta, czy mężczyzna, osoba ta także czuje. Zazwyczaj coś do mnie. Każda zmiana to więc odpowiedzialność. 

Nie zmieniam sobie często. Ba, próbuję nie zmieniać w ogóle, ale czasem po prostu… tak wychodzi. Po raz pierwszy zrezygnowałam z faceta dla drugiego faceta, bo chociażby charakterem byliśmy sobie bliżsi. Nie planowałam tego. Po raz drugi zrezygnowałam z faceta dla kobiety, bo doszłam w końcu do tego, kim jestem i z kim chcę być. Poprzednie związki się nie udały i współczuję im, że musieli mnie znosić, ale też dziękuję, że poprzez to, że ze mną byli, ja odkryłam siebie. Większość zmian w naszym życiu dokonujemy czyimś kosztem. Zwłaszcza, jeśli chodzi i takie zmiany. Warto postępować tak, aby ich nie żałować, bo nie na tym życie polega. Dojdziemy do końca i co? Będzie tylko żal? Nie. Uczymy się na błędach i każdy prędzej czy później to zrozumie. 
Czy zmieni mi się po raz trzeci? Czy może tym razem zrezygnuję z mojej kobiety dla innej kobiety? A może to ona znajdzie sobie kogoś innego? Nie wiem, przecież nie jestem prorokiem. Wiem jedno – nie planuję i nie zamierzam. Korzystam z tego, co mam tak jak tylko się da. Jeśli to się kiedyś skończy, będę mogła powiedzieć: cieszę się, że byłaś. Jeśli się nie skończy, będę szczęśliwa do końca życia. 

Czy to znaczy, że powinniśmy żyć, czekając na porażki? Nie, ale powinniśmy się z nimi liczyć, mieć je na uwadze, bo porażki, tak jak i sukcesy, są częścią naszej egzystencji. Powinniśmy żyć tak, aby do nich nie dopuścić, a ponad to – nie uważać porażek za porażki, a za lekcje – wszystko nas przecież czegoś uczy. 

Liczy się tu i teraz. Liczymy się my. 
Jak to jest być Bi? 
Wszystko zależy od punktu patrzenia na sytuację i od sytuacji. Kiedy byłam z facetem, na kobiety zwracałam mniejszą uwagę. Wynikało to raczej z mojej dopiero co ogarniającej się świadomości. Kiedy jestem z kobietą, na facetów zwracam mniejszą uwagę. Wynika to z mojej fascynacji płcią piękną. Lubię patrzeć na męskie tyłki, bo mają ładne, tak po prostu; lubię też męskie, wysportowane plecy i buzie jak z okładek. Mam miłości platoniczne, fantastyczne, rzecz jasna, i pierwszą od dawna jest Edward ze "Zmierzchu" (tak, tu jest miejsce na śmiech). Ale mam też te kobiece. Kocham Charlize Theron i Luce z "Gier weselnych"; zawsze uwielbiałam Angelinę Jolie i jej pełne, niesamowite usta, a Peta Wilson z serialowej Nikity towarzyszyła mi od dawien dawna i dopiero teraz odkryłam, że to moja pierwsza, platoniczna kobieca miłość! Jaki człowiek jest ślepy, nie? Kocham kobiece kształty, smukłe ciała i drobne piersi. Lubię kobiety, których uroda nie jest jednoznaczna, ale lubię też te kobiece. 

A rzeczywistość? W rzeczywistości kocham jedną kobietę i kochać będę, bo najważniejsze to być pewnym swego.

Bycie Bi nie oznacza ciągłych zmian. Nie oznacza miliona fascynacji i ślinienia się do każdej, co ładniejszej napotkanej buzi, czy to żeńskiej, czy męskiej. Bycie Bi oznacza niezwykłą otwartość na odbiór rzeczywistości. Wszechstronność - i proszę tutaj nie odbierać tych słów pod kątem seksualnym! Widzę piękno kobiet i urok mężczyzn. A do czego mi się ta wszechstronność przydaje? Do mojej literatury, na przykład. Potrafię pisać erotyki z mężczyznami i z kobietami w rolach głównych. Hetero i homo. Biseksualność jest połączeniem, spaja hetero i homo w jedno i pozwala wybrać, jaką drogą chce się podążać, pozwala na wyjście poza narzucone, społeczne schematy i zsyła pewien rodzaj tolerancji, który moim zdaniem obcy jest homoseksualnym i heteroseksualnym. Przykład? 
Kiedy facet zwróci na mnie uwagę, nie wywołuje we mnie tym agresji czy odruchu zwrotnego. Wywołuje uśmiech. I tyle. Kiedy kobieta zwróci na mnie uwagę, wywoła ten sam uśmiech, a w dodatku sprawi, że poplącze mi się język albo i nie daj Boże nogi. Nie rzygam na facetów, ale też nie lezę za nimi na ślepo i nie sikam po nogach, żądna ich adoracji. Nie wywracam oczami na kobiety, ale też nie przechodzę niewzruszona czy oburzona – no i nie lecę na każdą. Ba, lecę na jedną! 

Moim zdaniem biseksualność to taka fuzja. Połączenie dwóch biegunów w jednym ciele. Należy tylko mieć na uwadze innych ludzi oraz to, że odpowiadamy za swoje czyny względem nich, względem każdego. Bawić, to się można Barbie i Kenem, a nie życiem. 
Czy będąc Bi, tęsknię za którąś ze stron? 

A dlaczego miałabym? Mam je przecież obie. W związkach tak jest, że każdy z partnerów albo partnerek podświadomie obiera pewne role. U nas zdarzyło się tak, że ja jestem tą bardziej męską osobą, chociaż wyglądam kobieco, a moja kobieta jest stroną kobiecą, chociaż bardzo nie chce, i równie kobieco wygląda. Masło maślane, wiem, ale tak najprościej wytłumaczyć. Podobają mi się kobiety określane mianem „butch”, typowe tomboye, bo mają w sobie ten swój wyjątkowy urok. Ale podobają mi się także kobiety zmysłowe, za którymi oglądają się na ulicy faceci. A jaka jestem ja? Trochę butch, trochę femme. Wiercę dziury moją ukochaną wiertarką, noszę dżinsy, które z premedytacją rozpruwam, wieszam obrazy na ścianach i remontuję co się da, a w dodatku jaram się z nowego śrubokręta albo właściwej piły do drewna (i marzę o wkrętarce!). Kiedy choruję, umieram i błagam o litość, kiedy podejmuję decyzje, sprzeciw przyjmuję okazjonalnie, kiedy jednak kupuję meble, czekam na zdanie drugiej strony – i tym podobne. Gdy zaś założę szpilki, wymagam podziwu, gdy umaluję się inaczej niż zwykle, lubię przechwytywać spojrzenia innych. Tak, właśnie, ja się maluję, no przecież! Bywa, że wymagam głaskania, że odkładam coś w nieskończoność, bo nie chce mi się tego robić (parapet czeka na zrobienie któryś tydzień), bo to nie moja broszka niby. Gotuję i modlę się, aby było zjadliwe, dlatego zazwyczaj nie gotuję. No dobra, więcej we mnie cech ładnego chłopca niż przydatnej pani domu, ale to sprawia, że się uzupełniamy. Gdyby moja kobieta była bardziej męska, uzupełnianie się nadal byłoby na takim poziomie, na jakim jest, bo (poza gotowaniem) podświadomie przejęłabym część kobiecych ról. Zresztą przejmuję je – prasuję i lubię sprzątać (prasować nie)! Granica więc, jeśli jakaś gdzieś jest, zaciera się. Nie tęsknię za facetami, nie tęsknię też za kobietami. We mnie jest trochę jednego, trochę drugiego, jakkolwiek przerażająco to brzmi. Poza tym jestem z kobietą, która mnie uzupełnia i kocha. Czy czegoś można chcieć więcej? (bogactwo materialne się nie liczy w tym rozrachunku). 

Podsumuję tę moją zapewne nieskładną wypowiedź i powiem Wam jedno – bycie Bi jest spoko. Nie jest żartem, bo ja ze swojego życia nie żartuję, nie wiem jak Wy. Nie jest też chwilową zachcianką, bo moje związki trwają lata, a nie miesiące. Nie jest także złudzeniem, bo sobie niczego nie wymyśliłam, do wszystkiego doszłam metodą prób o błędów. Życie osoby biseksualnej jest takim samym życiem, jak hetero albo homoseksualnej, wymaga tylko większego skupienia, bo nieuwagą czy lekceważeniem można skrzywdzić dwa razy więcej osób – po obu stronach barykady, nie po jednej. 

Bądź sobą. 


Anna

Komentarze

  1. Bardzo dobry tekst, w stu procentach prawdziwy. Biseksualność daje nam trochę rozszerzone spojrzenie na świat, oczywiście nie sprawia to, że życie jest prostsze. Niestety, wychowana w przekonaniach, że świat jest heteroseksualny i to jest norma (mimo to dosyć szybko wypracowałam sobie swoje poglądy i wyrwałam się ze szponów takich racji, przedewszystkim od nakazów kościoła katolickiego) ,gdy kochałam dziewczynę, a byłam z chłopakiem nie zdawałam sobie z tego sprawy, gdzieś tam ciągle to w sobie zakopywałam, ale kiedy odbiła mi tego chłopaka zdałam sobie sprawę z tego, że nawet nie mam żalu. Bo miałam nadal ją, a ona była szczęśliwa, no i miałam nadal też trochę jego.

    Ale nie o sobie miałam tu pisać. Po prostu chciałam powiedzieć, że fajnie że jesteście, szczęśliwe i robiące to co kochacie. I życzę każdemu takiej miłości. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Biseksualność. Raz dziewczyna, raz chłopaczek? Podwójna szansa na randkę? Hmmmm... Piszę z facetem: o, fajnie, ze jesteś bi. Zawsze marzyłem o trójkącie. Podrywam kobietę: o nie, bi zdradzają, bo znam jedną koleżankę, co była z bi i...

    Nie żebym orientacji mojej nie lubiła. Ale na początku było ciężko, jak człowiek z jednej strony odkrywa swoją seksualność, a z drugiej ludzie wokół walą stereotypami wziętymi z tyłka.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi się wydaje i nie mam tu na myśli prawdziwych Biseksualistów, że Biseksualizm w niektórych kręgach, stał się modny, niczym zakazany owoc, do którego tylko nieliczni mają wstęp. Oczywiście wszystko nabiera innej formy, kiedy ci, co są mocni tylko w gębie, mają przejść do czynów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tekst chyba naprawdę potrzebny... ale miejscami mam wrażenie, że się przed kimś tłumaczysz - mam jednak nadzieję, że się mylę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny tekst! Podoba mi się forma jaką piszesz. Pomimo, że temat nie jest łatwy to napisane lekko, przez co świetnie się czyta. Miłość do Edwarda ... no cóż coś w tym jest :D Sama chyba przy tym filmie miałam takie odczucie, haha.
    Życzę dużo szczęścia i miłości.

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
    https://livetourevel.blogspot.com/2017/11/ulubiency-pazdziernika.html

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz