[PISANIE] Pięć najbardziej wkurzających momentów, w których pisarz nie zgadza się z recenzją

Z każdą recenzją, nie tylko tą blogową, ale tą, którą wydaje w ramach beta-readingu. O redakcji już nie wspomnę. Czasami zastanawiam się, jak to jest, że człowiek po kilku tygodniach rozmów jest całkowicie normalny. Przyjaźnie nastawiony, nie razi go różnica wieku, nie interesuje go twoje niecodzienne życie. Nic. Wszystko jak amen w pacierzu, ładne i poukładane dialogi o literaturze. Aż tu nagle, ja cię proszę, mija tydzień od debiutu jego książki. I już nie jest za fajnie. Ba. Jest do dupy.


Przyznam, że czasami nie lubię sprawdzać ludziom tekstów, bo zwyczajnie mam z tego więcej nerwów niż bycia lesbijką w polskiej, małomiasteczkowej okolicy. Przeważnie bawię się przy tym wspaniale. Majstruję przy płynności scen, przy bohaterach, podkręcam napięcie. Sporadycznie zaznaczam błędy, ponieważ wiem, że są od tego lepsi ludzie. Ale mam dryga, dlatego często, tak jak na przykład wczoraj, dostaję zapytania, czy zabetuję dany tekst. 
I przeważnie się zgadzam, bo za betowanie nie biorę pieniędzy, tak samo jak i za recenzje książkowe. Za inną pomoc - owszem. 

Pomoc literacka jest dla mnie ważna, bo bez literatury, także kogoś innego, nie mogłabym żyć. Ale nadchodzą takie momenty, w których mnie skręca w organach. Jak pisałam wcześniej, ludzie potrafią być radośnie uprzejmi. W momencie, w których dostaje ich tekst, aż kipią emocjami i coś mi w takich momentach podpowiada, że powinnam się skupić tylko na ludziach, z którymi pracuję. Nic poza tym. Zabijam sobie jednak to uczucie, z uśmiechem w emotkach biorę tekst i już, już zaczynam go czytać. Najczęściej kolejnego dnia, ewentualnie za tydzień, ale... Czas nie wybiera. Praca też nie.

I czytam. Zapisuję uwagi, w wordzie, w komentarzach. Czasami jest ich całkiem sporo w kolumience, ale nie dlatego, że jest ich ogólnie dużo, a dlatego, że czasami chwalę tu i ówdzie za ładny zwrot. Lubię chwalić, ganienie kogoś za to, że coś ominął w swoim tekście, jest dla mnie idiotyzmem. Nie jestem z tych, co prowadzą za rękę ku dobrej treści, ale nie lubię gnojenia kogoś, bo napisał coś na pierwszy rzut oka źle. 
Bo czasami jest tak, że jednak redakcja zostaje przeprowadzona w sposób niewłaściwy, ale temu zjawisku muszę poświęcić cały artykuł. I na pewno tak zrobię. 

I kończę czytać. Nie każdy tekst mi się podoba, ale przy tych słowach nie zostawiam pustej linijki. Zapisuję dokładnie co i dlaczego mi nie leży, jak niewłaściwie dobrane słowa dialogowe dla wieku, zachowania, środowiska bohaterów. Piszę, dlaczego opisy seksów są za bardzo mieczykowate i brzoskwiniowe. Komentuję też pojedyncze sceny i pytam, czy aby na pewno niektóre informacje są na tyle istotne, żeby je zapisać i marnować na nie znaki ze spacjami. 

Oddaję tekst, czekam dobę, czasami dwie. Oddaję opinie, również czekam. A potem, co potem? Potem piekło się przede mną otwiera, z czekającym wgłębi miejscem. Tortury, to oczywiste, spadają szybciej niż się spodziewam. Atakując z takich ciekawych stron, że po prostu musiałam wam je uwiecznić. 


1. Jesteś manipulantem!
Ci, którzy czytają dokładnie naszą stronę, wiedzą, że była pewna autorka i pewna recenzja, z której ubaw miało kilku moich znajomych. Serio, dostałam wiadomości, że moim sporem z autorką rozwaliłam im zły humor i do dzisiaj bardzo się z tego cieszę. Autorka, której powieść zopiniowałam także prywatnie, na mailu, była chyba przekonana, że napiszę jej pozytywną recenzję, pomimo tego, że przyczepiłam się do większości rzeczy w jej książce. Chciałam jej wcześniej pokazać, że nie będzie to pozytywna recenzja, że powiem jej kilka ciekawych rzeczy, uprzedzając wydanie drugiego tomu. Bo przecież w drugim tomie można poprawić Wszystko. Jako że merytorycznie nie miała się do czego przyczepić (jej fani to co innego, cóż) stwierdziła, że jestem manipulatorką, bo mieszam informacjami, które od niej dostałam. E, no dobra. Potem dostałam wykład, na temat tego, dlaczego nie mam prawa wyrażać swojej opinii o tym, jak według mnie POWINNA pisać ten tekst, bo nikt jej nie będzie mówił, jak ma żyć.
Lubię tę sprawę, ponieważ strasznie mnie rozbawiło takie podejście. Wow, pomyślałam sobie, gadamy o wszystkim, byle tylko nie wrócić do jej książki. To mega fajne. Spór skończył się na moim komentarzu, a autorka już nigdy się nie odezwała. Szkoda, bo chętnie zapoznałabym się z drugim tomem, by zobaczyć, czy w końcu posłuchała redaktora. 
A skoro o nich mowa...

2. Mam gdzieś redaktorów!
Autentycznie usłyszałam to od jednej młodej pisarki. Był wtedy foch z przytupem i obrót na paluszkach. Koleżanka przyszła do mnie z płaczem, że, przygotowując tekst do magazynu jakiegoś tam, redaktorka kazała jej troszkę zwiększyć ilość opisów. Z minimum do czegokolwiek. Tekst był łysy i o ile dialogi były dobre, to bez wkładki w postaci czegoś więcej niż narzekanie bohaterki nie nadawał się do niczego. Przepchała tymi dialogami i monologami fabułę, byleby tylko dać się jej przemądrzyć. Niezbyt fajne zagranie, a przynajmniej nie dla mnie. 
Przyszła więc do mnie i mówi: Napisz coś tej redaktorce. A ja stoję, rozkładam ręce, unoszę brwi i mówię: Co, do nędzy? Po pierwsze jakim prawem mam napisać cokolwiek do obcej babeczki, a po drugie... Czemu mam kłamać, skoro te rady są jak najbardziej okey? Tak też odpowiedziałam, na co foch zwiększył swoją ilość i dziewczę opuściło mnie po czterech tupnięciach, odrzuceniu włosów do tyłu i uniesieniu brody aż po gwiazdy. Ładny widok, tyle że trochę... frustrujący.

3. Napisz mi pozytywną recenzję 
E, nie. Nie, bo nie? Nie, bo jeżeli skłamię, to będę się czuła sama ze sobą źle. Nienawidzę pisać ludziom nieprawdy, nie lubię słodzić wtedy, kiedy mnie gorzkość na wątrobie siada. To jest jak zbrodnia literacka, a ja nie lubię więzień. Nie przepadam za siedzenie z literatami po mocnej dawce absyntu. 
Od razu napisałam, że jasne, recenzję napisać mogę, po przeczytaniu książki. Ale co będzie, jeżeli moja ocena nie będzie taka fajna? Jeżeli podzielę zdanie tych "niedoświadczonych, dwudziestoletnich", pomimo mojego prywatnego doświadczenia na płaszczyźnie opisywanej w książce (marzenia, pasje, zatracenie się w nich, miłość w klimacie, trochę skierowana pod mniej rażące reflektory), to czy autorka nie będzie zła? Czy nie obruszy się, że ja widzę tak mało, bo jej rówieśnicy, dużo starsi, widzą w tym ochy i achy? Jestem prawie pewna, że znów będzie foch z przytupem, w wykonaniu kobiety.

4. Publiczne ośmieszanie na forum 
Ten podpunkt w pewnym sensie łączy się z pierwszym i jest dla mnie w sumie trochę smutny, ponieważ autorzy niejednokrotnie czepiają się mnie tam, gdzie czepiać nie powinni. Miałam jedno spięcie z autorką, której książkę planowałam przeczytać, ale przez ilość błędów w jej opowiadaniach, zamieszczanych na blogu, aż bolały mnie zęby i, z uprzejmości, wskazałam na brak redakcji. A raczej zapytałam, czemu tekst nie jest schludniejszy dla czytelników wymagających plus (czyli takich, dla których ważny jest język). Na co dostałam wiadomo jakie uwagi, że nie trzeba, żem debil i się czepiam. Kilka dni później na jej profilu pojawił się post-hejt, czyli wylanie własnego bólu, że nikt nie docenia, wszyscy krytykują i cała reszta wiadomo jakich treści. I, jak mówiłam, byłoby okey, gdyby autorka nie przeszukała mojego profilu i nie przyczepiła się do mojej orientacji seksualnej, a także do tomiku wierszy, który wtedy wydawałam nakładem naprawdę małego wydawnictwa. Drodzy autorzy, chociażbyście nie wiem, jak nienawidzi waszych komentatorów, to nie róbcie czegoś takiego. Twórzcie od biedy polemiki, gadajcie sobie, obgadujcie, ale nie wchodźcie ludziom do prywatnego życia, bo to chwyt poniżej pasa. I, zapewniam, nie przedstawia was to w pozytywnym świetle. 

5. Nawet nie zajrzałam do twoich poprawek, sorry!
A tekst już wysłałam dzień wcześniej, nim ty mi oddałaś. Zapomniałam powiedzieć.
Ogólnie to zabijam za takie teksty. Nienawidzę tych. Sprawiają, że mam ochotę rzucić w cholerę literaturę i na poważnie zająć się zwierzętami lub budowaniem magazynów na zboże (co i tak już robię, tylko bardziej niepoważnie). Nie jest to tylko drobna bezczelność, ale bardzo często ludzka tępota, której nie znoszę. I brak szacunku do pracy. Po prostu, bowiem czasami godziny siedzę nad książkami i opowiadaniami innych. Zarywam nocki, by czytać, zapisuję, zrywam się z łóżka, by notować uwagi lub chwalić. Czasami książki moich autorów śnią mi się po nocy i to nie dlatego, że są straszne, ale dlatego, że lubię, gdy odnoszą sukcesy, o czym też będzie post. Tymczasem? Co tymczasem? 
Tymczasem wszyscy mają mnie w dupie. To i ja chyba zacznę mieć. 

I teraz głównie pytanie do recenzentów i przedczytaczy - jak wam idzie z autorami? Co was wkurza, smuci i doprowadza do pasji? Co was demotywuje w waszym hobby i czym zabilibyście pierwszego krzyczącego autora? Napiszcie mi o tym, bo to fajna wiedza. Lubię ją mieć. 

Komentarze

  1. Umarłam xD.
    Polewam Ci i to dobry alkohol.
    Bloguję dwa lata, choć dopiero od roku też dla innych osób, bo wcześniej to było takie dziubanie do kotleta, coś bardziej w formie prywatnych notatek.
    Obecnie dostaję wiele ofert od naszych autorów, a 99% z nich zwyczajnie odrzucam. Najczęściej dlatego, że po prostu nie pasuje mi tematyka, lecz bywa też i tak, że zła sława konkretnej osoby mnie odpycha. Dlaczego mam się męczyć z autorem, który w przypadku nieprzychylnej recenzji będzie po mnie jechał jak po zdechłej kaczce? Nie mam na to nerwów. Mam 23 lata i wrzody, mnie nie wolno się denerwować xD Zwłaszcza za darmo xD
    Jeżeli chodzi o przytyki do orientacji - zajebiście dojrzałe zachowanie. Mnie oduczono tego w przedszkolu, ale najwyraźniej ta Pani pominęła ten etap w rozwoju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam na alkoholowe spotkanie, szefowo! Popieram, nie wolno ci się denerwować, życie jest po to, by czytać i recenzować dojrzałych do wydawania autorów :D
      Przytyki, wiadomo. Może babeczka nie była w przedszkolu?

      Usuń
  2. Miałam do tej pory jedną współpracę z autorem i to na samym starcie mojego pisania o książkach. Oczywiście na początku było bardzo miło, kulturalna wymiana wiadomości, książka zapowiadała się nieźle. No i tutaj przyjemności się kończą. Książka była przegadana, na siłę skupiała się na bezsensie, szarości i nijakości życia - generalnie słaba, choć miała całkiem niezłe momenty. Staram się w opiniach nie wylewać wiadra pomyj, tylko logicznie argumentować swoje zdanie i tak też zrobiłam w tym przypadku. Czy tamta opinia przypadła do gustu autorowi? Nie wiem, bo po przesłaniu linku nie było ani 'dziękuję', ani 'spieprzaj'. Tyle z moich współprac z autorami :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja, całe szczęście, jeszcze nie miałem takiej sytuacji, w której autor obrzucałby mnie błotem za nieprzychylną recenzję, choć w wielu przypadków taka sytuacja kończyła się odczytaniem mojego maila i... głuchą ciszą na wieki wieków, amen. Kiedyś też zajmowałem się betowaniem, ale pierwsze osoby to były te z gatunku, które opisałaś w podpunkcie piątym. Ale wziął mnie taki, za przeproszeniem, wkurw, że rzuciłem to wszystko w diabły i pozostałem przy recenzowaniu. Mam nadzieję, że takich ludzi będzie coraz mniej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny tekst :) Niełatwo jest być recenzentem, a autorom brakuje nie tyle pokory, co umiejętności odróżniania konstruktywnej krytyki od wszystkich innych jej typów. Szkoda, bo dobre uwagi mogą mocno pchnąć do przodu na literackiej ścieżce...

    OdpowiedzUsuń
  5. Co... co? Serio budujesz magazyny na zboże? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba! Spichlerz jak ta lala! Cześć, Fenko, jak życie? :3

      Usuń
  6. Szczerze powiedziawszy, po raz pierwszy trafiłam na Twojego bloga, a przynajmniej nie przypominam sobie, abym na nim była. Od razu przypadł mi do gustu Twój sposób pisania i tematyka tego posta. Ja bloguję zaledwie kilka miesięcy i często biorę do recenzji książki polskich pisarzy, chociaż ostatnio zaczynam się zastanawiać, czy dobrze robię. Bardzo denerwuje mnie, gdy autor wytyka mi moje błędy publicznie, tylko dlatego, że napisałam niepochlebną recenzję. Okej, nie jestem idealna i jeżeli robię coś źle, można mi to po prostu przekazać w wiadomości prywatnej. Wtedy spróbuję to zmienić. Jestem tylko człowiekiem, mam wady i popełniam błędy. Bardzo mnie też denerwuje, gdy (trochę niezwiązane z postem) inni recenzenci zarzucają mi, iż piszę pozytywne opinie tylko po to, aby dostać darmowe egzemplarze. Nie, nie robię tego. Każdy ma inny gust i jeżeli tej osobie się dana powieść nie podobała, to nie znaczy, że w moim przypadku ma być tak samo. Poza tym zgadzam się na książki, które mogą mi się spodobać. Nie biorę wszystkiego, jak leci. A co najważniejsze - nie piszę tylko i wyłącznie pozytywnych opinii.
    Takie moje wyżalenie się. :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ucząca mnie redaktorka lubiła mówić, że to zawód dla twardych ludzi - bo wszyscy, od autora po grafików, będą ci robić pod górkę. Trochę jej wierzę. Recenzuję tylko znajomym, jestem w tym nieco zbyt mendowata, ale robię korekty - i to jest naprawdę frustrujące, jak sama się do kogoś zgłaszam, blogera czy małego portalu, że mogę im robić korektę za darmo, wszystko fajnie, jeden tekst mi wysyłają, a potem już zapominają. I walą teksty z błędami. Albo ja im robię korektę, a ci się do niej nie stosują. I czasami są to rzeczy normalnie idące do druku. Człowiek chce mieć doświadczenie zawodowe, a dostaje cholery :P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz