[PISANIE] Dlaczego autorzy robią z siebie idiotów?

Bo lubią, chciałabym powiedzieć. Bo wkurza ich bardzo dużo rzeczy, przede wszystkim negatywne recenzje. Ale do tego możemy dodać negatywne odpowiedzi z wydawnictw i czasopism, niewygrane konkursy czy po prostu brak weny na pisanie. Autorów wkurza wszystko. Nie dziwię się więc, że i oni lubią zarażać nas swoimi humorkami. Sama bym chciała, ale dla mnie wydaje się to idiotycznością. Bo w końcu, jeżeli ktoś wyraża się negatywnie o moim pisaniu, dlaczego mam go atakować? Bo jestem zła? Dziecinada.



Pytanie, które kołacze mi się w głowie od kilku tygodni, jest bardzo proste i zawarłam je w tytule postu. Mam wrażenie, że na rynku jest coraz gorzej. Autorzy coraz bardziej krzyczą, coraz bardziej wychwalają samych siebie, coraz bardziej siebie uwielbiają. A ich literatura? Najlepsza na świecie, najważniejsza. Nikt nie pisze lepiej i nikt, prócz ich samych, nie ma prawa jej krytykować.
Od publikacji Rozkazów minęło już  kilka miesięcy. Naszej książce oberwało się kilkoma negatywnymi recenzjami, złośliwymi słowami, zwłaszcza na temat scen intymnych (bo lesbijki w  łóżku z zabawkami są takie śmieszne). Te kilka opinii sprawiło, że nieraz chciałam coś napisać autorowi tych słów. Chciałam mu pocisnąć, znaleźć jakiś błąd, pokazać mu, że jest debilem. Ale czy wtedy sama nie byłabym idiotką? Oczywiście, że bym była. Oczywiście, że będę się upierać, że nasza książka jest tak naprawdę rewelacyjna, w końcu spędziłam nad nią dużo czasu. Ale czy to nie pewien rodzaj zapatrzenia w sobie? Takiego gorszego, bo za nic w świecie nikt nie mógłby mi wytłumaczyć, że się mylę.

Ostatnio zrozumiałam, że moją pisarską sentencją będą słowa: Każdy może pisać, ale wtedy, kiedy się rozwija. Jeżeli zła recenzja (negatywna) zawiera w sobie jakieś wskazówki, to dlaczego mam z nich nie skorzystać? Mogę, ba, z rzeczowej recenzji powinnam skorzystać, ale polscy autorzy nie lubią tego słowa. To oni przecież tworzą swoje środowisko literackie, swój język i swoją nowomowę. Sami siebie również oceniają, ale nie będą się rozwijać, bo są uparci. 
Dlaczego więc mamy pisać, będąc takimi ludźmi? Pisanie powinno się rozwijać, z tego względu, że ktoś inwestuje w nas pieniądze, by czytelnik również mógł coś zaczerpnąć z tej opowieści. Może się wzruszać, może się wkurzać na autora za pokierowanie fabuły - ale co ma do tego zawiedzenie się na tym, jak książka jest napisana?

Mam wrażenie, że współczesnym aspirującym do miana pisarza (zaraz kilka ciekawych słów o mistycznym znaczeniu tego słowa) nie zależy na czytelniku. Nie zależy im na tym, żeby książka się sprzedała i przyjęła na rynek. Ważne, by ktoś ją przeczytał i pochwalił, to mogą być najbliżsi i trochę dalsi znajomi. Tak po prostu - wtedy poczuliby się ważni, docenieni, że poświęcili czas i komuś się podobało. I jestem pewna, że większość pisarzy zaczynała od takiej drobnej myśli. Bo to byłoby fajne, miłe, no po prostu super. A jak książka ujrzy światło dzienne szerszej publiczności? Zacznę uważać się za buca. 
Pytanie, co jest lepsze? Drżące, szczeniackie pragnienia czy może bucowatość, że nam się udało? Z jednej strony przez pierwszą chęć rozwija się takie vanity i taki nieporadny selfpublishing. Z drugiej strony nikt nie lubi polskich autorów, którzy dopuszczają najczęściej do siebie jedynie swój ukochany wianuszek fanów i nikogo więcej. Każdy, kto opowie coś negatywnego o książce, zostanie publicznie zlinczowany, przy pomocy oczarowanych miłośników. 

Takich przykładów mam mnóstwo, jeden z nich możecie przeczytać w poniższej recenzji. Znam też autorki, ba, byłam właśnie "zlinczowana" za swoje opinie, co mnie szczerze bawiło, bo taka sytuacja średnio raz na tydzień ma miejsce w internecie. I to jednak buc wygrywa nad drobnym aspirującym człowiekiem. I to on robi z siebie kretyna. 

Miano pisarza... Uwielbiam czytać te dyskusje, wtedy najbardziej brakuje mi popcornu. Ostatnio jedna blogerka, która wydała książkę, zaczęła roznosić się nad znaczeniem tego i słowa i nad tym, że ona absolutnie tak się nie nazwie. Jest tylko drobną autoreczką, bo PISARZ, pisarz to słowo-potęga!
Rany boskie, ręce opadają. Nie znoszę takiego kreowania się na kogoś pokornego. Pisarz to słowo jak słowo - tancerz, malarz, piosenkarz. Napisałaś coś i wydałaś? Ktoś zainwestował w ciebie pieniądze? Ktoś cię regularnie publikuje w magazynach, czasopismach? Wygrywasz konkursy? Jesteś pisarzem i możesz w to wierzyć. Bo to robisz - piszesz. Ja piszę codziennie. Po kilka stron, wylewając z siebie słowa. Piszę. Kim jesteś, kiedy piszesz? Pisarzem. Nie znaczy to oczywiście, że można zaraz wywyższać się nad innymi. Po prostu to kolejny synonim. Zwykłe słowo. Nic ciekawego. A jednocześnie trochę to ekscytuje, nie?

Wylałam z siebie potok słów, teraz chciałabym je trochę poukładać. Brak pisania na blogu robi swoje, ale szykuję dla was kilka ciekawych rzeczy. Z pisaniem i tęczą w tle. 

1. Nie komentuj negatywnych recenzji
Po co? Czy to coś zmieni? Niekoniecznie. Jeżeli książka jest dobra, to i tak się obroni, a negatywne opinie to nic dziwnego - każdy z czytelników ma inne wymagania, inne preferencje literackie. I - serio, serio - inną wiedzę na temat książek. Niektórzy z blogerów też piszą i wydają i warto mieć to na uwadze. Ba, niektórzy nawet redagują, a przed takimi nic się nie ukryje. Więc  po co robić z siebie wariata i denerwować wszystkich naokoło? 

2. Skoro nie chcesz być pisarzem, to nie pisz 
Nie denerwuj ludzi nadmierną pokorą ani nadmiernym wywyższaniem się, bo ogólnie czytelnicy mają to gdzieś. To oni wybierają, kto dla nich jest grafomanem, kto autorem, kto pisarzem i gadanie o tym niczego nie zmieni. Zupełnie jak w przypadku recenzji!

3. Nie kreuj się na nie wiadomo kogo
Ważne, że jesteś sobą i chcesz pisać z książki na książkę lepiej. I co więcej mogłabym tutaj dodać? 

4. Zrozum,  że każdy popełnia błędy
I recenzent, i autor. I zwykły czytelnik, i nawet twój prywatny beta-reader. Jesteśmy tylko ludźmi, nieraz bardzo zaślepionymi, jeżeli chodzi o swoją twórczość i swoje zdolności redaktorskie. Masz prawo do napisania książki, która nie jest idealna. Ale ważne jest przy tym to, by pamiętać o rozróżnianiu konstruktywnej krytyki, dzięki której coś zrobisz następnym razem lepiej, od hejtów.  Hejty są złe. Można je zapić alkoholem albo wypalić papierosem. Nigdy nie komentować.

5. Nie poddawaj się
Bo dopiero wtedy wyjdziesz na idiotę.

Komentarze

  1. Gdyby nie krytyka moich tekstów nadal tkwiłabym w miejscu, w którym byłam kilka lat temu. Co prawda, niektóre słowa bolały, zniechęcały do pisania. Minęło jednak trochę czasu i znów do tego wracałam, nie popełniając już błędów, które wytknięto mi wcześniej.
    Teraz jak czytam teksty sprzed paru lat, to nie mogę uwierzyć, że wstawiłam coś takiego do internetu. Należy być otwartym na krytykę, ponieważ tylko wtedy można się czegoś nauczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - mam bardzo podobnie, aż wstyd się przyznać! Ale najważniejszy jest progress :)

      Usuń
  2. Staram się przyjmować krytykę, i się poprawić, ale tylko jeśli jest uzasadniona, czy też przekazana bez przekleństw. Czasem krytycy łamią cienką barierę miedzy obiektywną krytyką, a byciem chamskim. Ważne by nie ponieść się fali złości..;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to właśnie ta granica między hejtem, a konstruktywną pomocą :) Czasami zdarzają się tacy recenzenci i duże brawa dla nich.

      Usuń
  3. Zgadzam się, że każdy popełnia błędy większe lub mniejsze ale w końcu jesteśmy tylko ludźmi :)
    Mój blog

    OdpowiedzUsuń
  4. najważniejsze, a zarazem najtrudniejsze to być sobą w każdej dziedzinie życia, a co dopiero w twórczości. Wydaje mi się, że wielu autorów próbuje stworzyć swój inny, nierealny, idealny obraz. Na siłe starają wcisnąc w swój image jak najwięcej plusów, zero minusów. Ale przecież to ludzkie, że nie jesteśmy idealni i to co robimy też nie jest.
    Pozdrawiam, zapraszam ♥
    stylowana100latka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiadanie na złośliwe komentarze ma czasem sens. Podtrzymanie dyskusji i jej wygranie ewentualne. Jak mówisz - czasem możemy wyjść na idiotów. Ale czasem warto walczyć nad tym nad czym długo pracowaliśmy.

    tutajjestem-lekkomyslny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że to i tak nic nie da, między innymi dlatego, że ludzie są różni i różnie odbierają teksty. :) i tak polecam smianie się z tego typu wydarzeń ;)

      Usuń
  6. Dobry tekścior, niektórym powinno się pod nos podsunąć, żeby przeczytali i wyciągnęli wnioski.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz