[RECENZJA] - Czarodziejka - Agnieszka Płoszaj

W moje ręce trafiła pozycja wydawnictwa WAB, debiut Agnieszki Płoszaj. Jak to debiuty mają, podeszłam do niego z uśmiechem na twarzy. Wait. Miałam napisać, że z nienawiścią do polskich autorów, prawda? Nic z tego, tym razem szerzymy optymistyczne podejście, bo chcą nam nałożyć regularne ceny książek, a jako niedawny debiutant stanowczo muszę się czymś pocieszyć. 
I czymś  zainteresować. Tym razem więc  - Mroczna Seria, Płoszaj jako nowa twarz w polskim kryminale (nie odbieramy tego oczywiście, dosłownie) i niedobrana okładka. Znaczy kolory. No.




Zaczynamy od końca, czyli od okładki. Tak naprawdę, gdyby nie twarz dziecka, którą najbardziej widać na pierwszy rzut oka, byłaby całkiem niezła. Tymczasem jest na niej za dużo szczegółów, które mogą sprawić, że człowiek nie sięgnie po tę książkę, widząc ją w księgarni. Ale to drobiazg, szaleństwo grafika, jednak jako miłośniczka szat graficznych powieści, musiałam dodać coś od siebie w tym temacie.   

O ile pierwsze zdanie blurba jest dość trafne w odniesieniu do treści („Łódzki półświatek, nielegalne interesy i mroczna tajemnica sprzed lat!”), o tyle zastanawia mnie, o co chodzi z drugim zdaniem: „Julia Bronicka nie jest grzeczną dwudziestolatką”. Bo Julia Bronicka jest po protu żywą bohaterką, bardzo ładnie nakreśloną; kobiecą, porywczą i nieco szaloną. Nie ma w niej nic niegrzecznego, wręcz przeciwnie. Jakimś cudem w wieku dwudziestu lat była w stanie stworzyć własną kawiarnię, która dobrze prosperuje. To ona, a zaraz obok Mania, była głównym motorem napędowym powieści i całe szczęście. 

Duże brawa za nakładanie emocji na fabułę. Mamy tutaj przykład bardzo dobrego pokazywania szczegółów ważnych dla historii, zwłaszcza jeżeli chodzi o mocne uderzenie. Tego uderzenia doświadczamy na początku, gdzie kryminał tak naprawdę się zaczyna. Płoszaj kreuje wydarzenia mroczne i wstrząsające. A przynajmniej mną wstrząsa za każdym razem sprawy związane z traktowaniem dziecka gorzej niż zabawki na baterie. Takie przedstawienie było podane na pierwszej stronie, za co spory plus, a także za rozwinięcie całej zagadki w sposób zgrabny i tajemniczy. Temat nie tyle co na czasie, ale po prostu mój ulubiony i wyznam, że trafiła w punkt. Takie powieści odrzucają, bo są strasznie realne, a jednocześnie przyciągają, bo są pewną alternatywną rzeczywistością, która się dzieje. Płoszaj ten fragment naszego ludzkiego życia bardzo dobrze przedstawiła, ale nie lubię spoilerować… więc na tym zakończę. 
Nie nudziłam się, akcja nie lała się jak naleśnikowe ciasto z za dużą ilością mleka, cały czas chciałam jak najszybciej przechodzić przez ważniejsze tajemnice i punkty fabularne. Złożoności bogactwo problemów, z jakim zmierzają się  postacie, sprawiają, że człowiek rzeczywiście może nieco popracować nad problemem, przed którym został postawiony wraz z  bohaterami. I super  sprawą jest ten angaż, który dostałam, mając odskocznię od obyczajów i innych tekstów bardziej… lifestylowych. Dostałam kryminał i cieszę się z tego. Fajno!

A teraz to, czego nie lubię, ale o czym muszę napisać. Minusy.
Autorce brakuje warsztatu. Zdania, które czytamy, nie zawsze się ze sobą zazębiają. Nie ma między nimi płynnych przejść, między innymi poprzez problemy z zachowaniem jednolitego czasu. Drugą istotną rzeczą, która utrudnia czytanie, jest, na początku, ograniczone zaznaczanie postaci.  Autorka nie nakreśla nam od nowego, większego akapitu, o kim mówi narrator. Przez to niedopisanie, byłam zmuszona kilkukrotnie nadrabiać przeczytane strony. Irytujące, bo składowe fabuły są bardzo dobrze rozplanowane i powoli wciągają, budując przy tym napięcie, które przez takie niedopowiedzenia natychmiast pryska. To ta klątwa wiedzy, o której Pinker pisał w swoim podręczniku o pisaniu. Autor widzi wszystkie swoje postacie, zaś czytelnik ma z tym problem, bo ich po prostu nie zna.
O ile dialogi dziewczyn są dobre, o tyle cierpią wymiany słów między męskimi bohaterami. Problem podobny do charakterystyki Karskiego – za kobieco i za delikatnie.

Karskiego nie lubię. Wydaje się być bucowatym bucem, który zwraca uwagę tylko na siebie. Pierwsze spotkanie z jego postacią było dość traumatyczne, bo podziwiał swoją opaleniznę, a narrator opisał tak tę postać, że wyszła z niej młoda dziewczyna, zakochana w sobie do szaleństwa. Jego sposób bycia odstraszył mnie z miejsca. Nigdy więcej takich postaci. O nim akurat wspominam, bo najbardziej zapadł mi w pamięci. 

Polecam pozycję miłośnikom kryminałów, którym akurat się nudzi. I tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tym gatunkiem nawet bardziej, ponieważ warto zaczynać od poprawnie złożonego kryminału, by później przechodzić przez inne polskie pozycje. 
Książka jest dobra i niech autorka absolutnie nie zraża się moją opinią. To naturalne, przy debiucie, że tekst nie jest idealny. Halo, idealizm pisarski nudzi. Po to wydajemy powieści, by się rozwijać, więc  skoro dopiero zaczynamy, to prosimy o ulgę. Autorską. 
Praca i szlif. I ten jest świetnym pisarzem, który to rozumie i czyni. 

Za książkę dziękuję wydawnictwu


No. Nadpisałam się.
Mam dla moich czytelników jeszcze dobrą wiadomość, dla tych, którzy lubią moje recenzje.
Mamy pierwszą współpracę z bardzo kobiecym wydawnictwem...

Angie

Komentarze