[KSIĄŻKI] Nie chcę już wydawać książek, nie chcę ludziom poprawiać błędów!

Zbulwersowałam się. 
Sama się zbulwersowałam. Nie spodziewałam się, że bardziej od niezaakceptowania legitymacji studenckiej jako dokumentu poświadczającego o moim wieku, wkurzy mnie układanie książek na półce. 
Zamierzałam zrobić to od bardzo dawna, bo jestem typem bałaganiary. Wokół mnie jest większy chaos niż zamęt w centrum Warszawy. Nigdy nie odkładam rzeczy na jej miejsce, dlatego kiedyś musiał przyjść dzień, w którym powinnam zrobić z moją częścią biblioteczki porządek. 
Nadszedł dzisiaj. Bo piątek. Bo w szkole mam wszystko prawie pozaliczane. Bo Potter. 



W piątek czasami można posprzątać. Zwłaszcza jak człowiek miał kilka kolosów na pierwszym roku, pada na ryj z niewyspania, a soczewki nie chcą mu się trzymać oczu. To sobie posprząta, bo książki przyszły. Dwanaście nowych tytułów, które chciałam przeczytać i te, które do mnie przemówiły. Lista będzie w kolejnym poście, tych tytułów. Musiałam znaleźć na nie miejsce, bo - oczywiście - więcej w paczce było obyczajów niż fantastyki An. 

Więc sprzątałam. 
Myślałam długo i boleśnie nad każdą książką, którą przekładałam. Wycierałam je z kurzu, przypominając sobie wszystkie sceny ze wszystkich powieści, jakie czytałam, a jakie zapadły mi w pamięć. Nie jest ich wiele, większość z nich tyczy się lektur przeczytanych w młodości. "Mała księżniczka", "Ania z Zielonego Wzgórza". Kilka thrillerów, scen tortur, obyczajów, których nie rozumiałam. Tytułów nie pamiętam, ale to u mnie norma. 

Rozczuliłam się zwłaszcza przy jednej książce, którą czytałam w wieku dwunastu lat. Siedziałam dwa tygodnie u babci i szukałam dla siebie lektury w ciasnej bibliotece w małym miasteczku. Przechodziłam po kryjomu między regałami, na dział książek dla dorosłych. Bajki już dawno mnie znudziły. Szukałam czegoś, co mnie zaintryguje, a od najmłodszych lat ciężko mi się w coś wciągnąć tak na serio. Na serio to ja mam związek - reszta rzeczy jest mało istotna. W końcu trafiłam na moje ulubione powieści - z serii Kameleona z Zysku czy Prószyńskiego? Późno jest, nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem. Ale coś takiego. Okładki na jedną gębę, ten sam szablon, no bomba po prostu. Wzięłam ją do domu, coś z dzieciakami miała na pierwszej stronie. Przeczytałam ją w jeden wieczór, a może całą noc? Była o historii kobiety, która biła się w brzuch podczas ciąży i obierała cukierki z opakowań, by nikt nie widział, jak w pracy podżera kilogramy słodyczy. Mam nadal tę scenę przed oczami. Gruba kobieta otwiera cukierek za cukierkiem na środku ulicy, ładując papierki wprost do kosza. Druga scena - młoda dziewczyna i facet, obydwoje z marginesu społecznego. Ale poważnego. Mężczyzna tak mocno potrząsa niemowlakiem, że robi mu krzywdę. Do tej pory nie pamiętam słów, ale pamiętam emocje, kiedy dziewczyna zapewniała, że z dzieckiem jest wszystko w porządku. A nic nie było. Boże, ależ ja byłam chorym gówniarzem po tym czytaniu. Chorym i szalonym.

"Mała księżniczka". Zawsze chciałam być taką małą księżniczką i zawsze będę wierzyć w ludzkie dobro, tylko kiedy zerknę na okładkę tej książki. 
"Mały książe" - aż chce się rzec, że historia niby podobna. 
Wiele innych książek, którymi się dziś zaćpałam i było mi z tym bardzo dobrze. Dziwne jest dla mnie tylko, że każda ulubiona książka wiąże się z wiekiem dziecięcym, ale taki już mój urok. Nie wspominajmy o tym, trochę się wstawiłam. 

Chciałabym na nowo czytać książkę i wierzyć, że wszystko jest z nią  w porządku. Że nie ma błędów, że jest idealna, że jest zajebista. Chciałabym tylko czytać - przeczytać tysiące książek, które wręcz proszą o przeczytanie. Bawić się z autorem i uznawać go za człowieka, którego nigdy nie spotka. A tym bardziej nie będzie chciał się hajtnąć. Nie chciałabym już przychodzić na wieczorki autorskie, nie chciałabym autografów, chciałabym historii. Ciągle innych, ciągle nowych. Chcę moich książek, ale nie moich osobiście. Tych cudzych, ale dla mnie pisanych. Dla mnie stworzonych. Nie skomercjalizowanych, nie bubli, bo wiem, że każdy się myli. Tych moich książek, które nauczyły mnie życia, nawet jak teraz ich autora mam ochotę skopać porządnie za to czy za tamto.

Pisanie niesie ze sobą ryzyko, że się człowiek uzależni. Uzależniłam się. Jestem krytycznym bucem, małpą w cyrku, ciąglę myślę, jak wepchnąć swoją powieść komukolwiek. Wydawcy, redaktorowi i przeciętnemu Kowalskiemu. Pisanie niesie ze sobą ryzyko braku lektur. Możesz czytać książki, i owszem, ale już nigdy nie zrobisz tego z przyjemnością. Będziesz widział, jak ten głupek, przecinek, ten brakujący durny przecinek, będziesz narzekał na korektora, na redaktora, na wydawnictwo, na wszystko, cholera, będziesz narzekał. Będziesz rzęził, aż cię słowa opuszczą do końca, a lud wyśmieje. Staniesz się cynicznym idiotą i z tej drogi już nikt cię nie zawróci.
Bo się, ja cię diable pieprzę, nie da. 

Poprosiłabym o jakąś doraźną pomoc, najlepiej w formie tytułu książki, która mnie porwie. Coś w stylu poniżej: 

– Matka, ale ja jestem na studiach! Jestem jak w mordę strzelił filolog, no jestem! Ja nie mam, ja nie mam nic do ukrycia, matka! No przecież widzisz, słyszysz ten dworzec, ten dworzec mnie wypełnia, ciebie wypełnia, pierdolony telefon wypełnia, matka! Ja naprawdę się uczę!
– Ale ciotka Staśka powiedziała, że…
– Ciotka Staśka to półgłucha jest, ciotka Staśka nie widzi tych książek rozłożonych, tych łez wylanych, ciotka jest jak ślepiec, matka, ty dworca słuchaj!


Komentarze

  1. Ja zatracam się w kryminalistyce... policja, psychologia, mafia... nie wiem czy zainteresowały by Cię te klimaty :) hihi
    Swoją drogą, masz bardzo ciekawy styl pisania!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieco o tym wiem. Im więcej wiem o tym, jak się pisze i im więcej książek już znam i przeanalizuje tym większe mam wymagania. Dlatego nie łatwo u mnie znaleźć zupełnie "czystą" i chwalącą autora recenzje XD Niestety, chyba nie bardzo mogę Ci cokolwiek polecić... bo ja raczej życiowych prawd szukam w fantastyce.
    Hmm... ale może taki "Atlas zbuntowany" Rand by Ci podszedł? Przedstawia bardzo fajną filozofię ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś miałam fazy podkreślania w czytanych książkach błędów, niespójności i pisania " notatek" ;D
    Ja obecnie czytam Mroza - bardzo lekko pisze, cudownie się czyta no i wciąga ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo przyjemnie mi się Ciebie czytało. A co Tobie mogę polecić? Mnie zakręciły kiedyś dwie książki - w pomyśle podobne - "Świat Zofii" Jostein Gaarden i "Gniazdo światów" Marka S.Hubertha :) Ten moment zaskoczenia był tak ekscytujący, że choć już wiedziałam o co chodzi, to i tak z przyjemnością wracałam...

    OdpowiedzUsuń
  5. O, nie! Współczuję Ci... Nie myślałam, że to w taki sposób oddziałuje na pisarza. Ciekawe, jak inni zapatrują się na ten temat :)

    OdpowiedzUsuń
  6. "Będziesz widział, jak ten głupek, przecinek, ten brakujący durny przecinek, będziesz narzekał na korektora, na redaktora, na wydawnictwo, na wszystko, cholera, będziesz narzekał".
    Niestety, to niedbalstwo niedouczonych korektorów również mnie drażni, kiedy dostrzegam błędy - nie tylko interpunkcyjne, ale i stylistyczne. Książki nie mogą być wydawane w pośpiechu, bo pośpiech okazuje się zgubny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Książki na półkach układam zawodowo, a później przenoszę pracę do domu i układam w swojej biblioteczcce, nigdy nie mam z tym problemu. Z naczyniami w zlewie mam, ale to już inny temat. I z błedami w książkach też mam problem, ale myślę sobie jestem ponad to, kocham książki i żaden niedouczony korektor nie zepsuje mi przyjemności z lektury na którą tyle czekałam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak sobie myślę... Wiem, że może nie te kręgi tematyczne, ale rzecz krótka, więc może dasz jej szansę. "Sońkę", "Sońkę" Karpowicza przeczytaj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Sońkę" czytałam, lubię :3 Taka klasyka dla mnie. Dziekuję za propozycję :)

      Usuń
  9. Braki w interpunkcji, błędy gramatyczne zdarzają się i będą zdarzać. Tu powinien wykazać się korektor tekstów. Ale najważniejsza jest treść i przekaz autora oraz ujmę to tak: radość z czytania dla czytelników!. Z sentymentem przeczytałam ponownie Sapkowskiego i Ziemiańskiego ( cały cykl " Achaja" z Pomnikiem włącznie). Nie pogardziłam "Millenium". Autorzy znani, można rzec oklepani, ale z tego co widzę ( pytałam wśród znajomych, przyjaciół) wcale nie przeczytani. Czasu brak, a jeszcze tyle literatury ostało się i ciągle nowa dochodzi, o zgrozo.... Osobiście czasami ratuję się audiobookami w samochodzie ( oczywiście jeśli lektor mi podpasuje), bo może się zdarzyć, że po pierwszych strofach pójdzie na śmietnik! lub czeka na kolejne podejście, tzw. dzień dobroci... ( gorzej niż z interpunkcją niestety! Mam czułe ucho i linia melodyczna głosu musi brzmieć. Ucho nie lubi surowego drewna. Za to oko i nos je uwielbiają.:)). Teraz czekam na kolejną część trylogii i przeczytam choćby w nocy, wtedy słabiej widać interpunkcję;). Pozdrawiam Ewa

    OdpowiedzUsuń
  10. Boże, mnie też to tak wkurza, kiedy czytam książkę, oficjalnie wydaną, wszystko niby pięknie-ładnie, bo i okładka dobra, i czcionka wygląda spoko, a tu... błąd na błędzie. I kto to puścił do druku? Czasem czytam jakieś zdanie, które zupełnie nie trzyma się kupy i nie wiem już, czy to autor tak naprawdę nie powinien pisać, czy to w tłumaczeniu ktoś ewidentnie nie podołał. Ale to boli... Ostatnio zachwycili mnie "Śpiący giganci". To takie sci-fi/fantasy i niesamowicie mi się podobało. Jeśli dalej rozpaczliwie poszukujesz jakiejś dobrej książki, to tę mogę z czystym sercem polecić :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz