[RECENZJA] Asystent czarodziejki. Kroniki Rozdartego Świata - Aleksandra Janusz

Gdybym mogła określić przeczytaną książkę bez pomocy słów, byłoby to westchnienie. Ono jako pierwsze wydobyło się ze mnie tuż po dotarciu do końca, a podyktowało je wiele emocji naraz.


Po raz kolejny recenzuję i jak zawsze uprzedzam, że recenzja ta jest tak po prawdzie bardziej moją indywidualną opinią, chociaż rzeczywiście ładniej brzmi określona tym mianem. Można się z nią nie zgadzać albo zgadzać, dyskutować lub milczeć – polecam jednak dyskusję, bo jest o czym.

Aleksandra Janusz zaskakuje. Naprawdę. Po przeczytaniu blurba na okładce i notki o autorce szczerze nie wiedziałam, czego się spodziewać. Neurobiolog i fantasy? Okej, nie przeczę, ciekawe, acz trudne połączenie, które odzwierciedla w powieści – Asystent Czarodziejki jest właśnie niezmiernie ciekawy, ale też trudny. Dlaczego?



Magowie. Czarodzieje. Powszechnie wiadomo, że są moją platoniczną miłością (zwłaszcza te wybrane jednostki). Trzymając w ręku Kroniki pomyślałam, że w końcu zanurzę się w uniwersum, które kocham, a moja tęsknota chociaż na chwilę zostanie zagłuszona. I tak się stało. Aleksandro Janusz, dziękuję Ci w tym miejscu za to, że napisałaś genialną w swej złożonej fabule pozornie prostego świata i zarazem trudną w teoretycznie całkiem zrozumiałe słowa ubraną powieść o magii, przyjaźni, potworach znanych i nieznanych, a także o świecie, jakiego nie sposób ogarnąć – bez map i legendy – których naprawdę nie ma.

Zacznę więc od tego, co mi niemiłosiernie przeszkadzało. Świat w powieści Janusz jest wzorowany na XIX wieku, mamy gazowe latarnie, dorożki, miasteczka, królestwa i wszystko to, co mieli ludzie dwa wieki temu. Mimo że to technicznie nowe, stworzone przez autorkę uniwersum, w którym magia jest na porządku dziennym i każdy człowiek ma w sobie magiczny potencjał (co nie jest nowością ani zaskoczeniem), natykamy się tu na elementy wspólne z naszą codziennością, jak chociażby piwo. Świat ten tak jakby zmieszano – nasze z tym, co Aleksandra Janusz, jak każdy fajny autor fantasy, ma w głowie. Natykamy się tu również na odrębną historię tego świata i wielka szkoda, że nie została opisana… prawie wcale. Arboria i Bretania, daty, miejsca i im podobne są czytelnikowi po prostu nieznane i wielkim, bardzo wielkim ułatwieniem byłoby wstawienie chociaż mapy Rozdartego Świata, abyśmy wiedzieli, na czym stoimy. Nie mówiąc już o legendzie, bo z treści powieści możemy tylko domyślać się, czym jest tak ciekawe zjawisko jak Pustka, co oznaczają te wszystkie skomplikowane nazewnictwa Rodów (tego nie wiem do tej pory), a także jakimi magami Janusz dysponuje. Tego jest naprawdę mnóstwo i równie naprawdę jest to wszystko fascynujące, włącznie ze zgłębianiem fizyki i matematyki, na których opiera zaklęcia, ale jednak nieco irytuje niewiedza. Nie wiem, czy przeciętny czytelnik, pochłaniający książki często bezmyślnie jedna za drugą, byłby w stanie to wszystko pojąć. Ja mam do czynienia z literaturą i magią na co dzień, a musiałam się nieźle napocić, aby załapać podstawy rządzące tym wszystkim. I za to wielkie brawa. Dzięki temu Kronik Rozdartego Świata nie da się przeczytać do kawy, nie da się „przepchnąć” w jeden wieczór, dzień, a nawet tydzień, mimo że objętościowo nie wykraczają poza typowe schematy – nad tą powieścią trzeba usiąść, zastanowić się, momentami nawet przeczytać dwa razy jedno zdanie – aby zrozumieć. A mówię Wam, warto je zrozumieć.

Pomimo tego że autorka, aby określić moc magiczną i cały mechanizm działania magii, używa kwantów energii, różniczkowania, matematyki i fizyki na poziomie dla mnie osiągalnym w jednym procencie tylko po głębokiej analizie (na co dzień raczej większość z nas nie ma z tym do czynienia), książka jest napisana językiem, który łatwo zrozumieć. Wyjątkiem są na szczęście nieliczne dialogi śląskiej gwary, co tylko chyba Ślązacy rozumieją bezbłędnie. Ja w każdym razie świetnie bawiłam się przy próbach rozpracowania ich. Napotkałam na tradycyjnie zadrukowanych, uwielbianych przeze mnie kremowych stronach humor, ten mój ulubiony (z którego chyba tylko ja się śmieję), zmieszany z powagą, ponadprzeciętną inteligencją i tym czymś, co przyciąga i nie pozwala się oderwać, tym czymś, co każe siedzieć nad linijkami tekstu, pomimo że momentami nudzi, aby w innych momentach wprawić w przeróżne nastroje. Nie powiem, że książka od początku do końca trzyma w napięciu, bo tak nie jest. Ale po dotarciu do końca rozumiem, dlaczego niektóre sceny ciągną się trochę zbyt długo, a niektórych nie ma wcale. Chociaż tego, dlaczego niektórych nie ma wcale, jednak nie rozumiem, bo powinny być. Zakładam, że ta część ma za zadanie wprowadzić czytelnika w świat, w cały zamysł fabuły i na tym etapie skomplikowanej legendy Rozdartego Świata, jeśli się nie mylę, to spełnia swoją rolę niemal doskonale. Osobiście zaczęłam darzyć wielką sympatią Vincenta i całą zgraję, ubóstwiam Czarną Meg i w napięciu czekam na kontynuację. Chcę dowiedzieć się, dlaczego doszło do Wojny Rozdarcia, jakich magów chowa w rękawie Aleksandra Janusz, jak wygląda świat (błagam o mapę), jakie jest drzewo genealogiczne magicznie uzdolnionych i czym się szczycą… I kilka innych kwestii jeszcze by się znalazło...

Reszta recenzji na PolacyNieGęsi
Za możliwość recenzji dziękuję wydawnictwu i portalowi


Anna

Komentarze

  1. Fantasy? Wow nieźle i z tego co widzę z naszego rodzimego rynku.
    Jest co chwalić, ciekawi mnie tylko co z tego wyjdzie, bo Wieśka to nic raczej nie pobiję :D
    http://recenzumkomiksiarza.blogspot.com/2016/07/ultimate-origins.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku a ja mam tą książkę na swojej półeczce i czeka by ją sięgnąć. Koniecznie muszę ją przeczytać.Pozdrawiam cieplutko. kiroku-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz