[PISANIE] Polaku, przestań pisać! I tak tego nie potrafisz.


Co jest takiego w literaturze, że już, teraz, natychmiast osoba kochająca książki musi coś napisać, a najlepiej ustrzelić bestsellera? Co nas podnieca w pisaniu, w okładkach swoich tekstów w wyobraźni, w nazwisku na ciężkiej, wydrukowanej cegle? Co nas nęci, co nas przyciąga. 
Dlaczego więcej Polaków pisze niż czyta?

Tytuł na pierwszy rzut oka nijak się ma do pierwszego akapitu. Od razu powiem, że dużo pisarzy polskich umie pisać, tak samo jak za granicami naszego państwa też dużo ludzików tworzyć literacko potrafi. Chodzi tu o fakt, że ludzie myślą, że są pisarzami w momencie napisania czegoś, nawet krótkiego opowiadania. Że nie przeczytali mistrzów pióra, a tylko i wyłącznie komercyjne książki, że nie mają pojęcia, dlaczego warto wydać pełnowartościową knigę po morderczej redakcji i korekcie. 

Szczerze to trochę żal mi takich ludzi. 

Gonią swoje niespełnione marzenia, a przecież można zrobić coś innego w życiu. Na przykład grilla dla rodziny, wziąć nadgodziny, by kupić sobie coś do domu, iść z psem na dłuższy spacer niż dookoła bloku. Zająć się inną dziedziną sztuki. Ponieważ powiem wam teraz coś, co jest cholernie prawdziwe - nie każdy umie pisać.
I nie każdy tego pisania się nauczy, by tworzyć bezkompromisowe bestsellery, których pierwsze nakłady znikną z księgarni miesiąc po premierze. Bo to się po prostu nie uda. Bo wszystko zniszczy krytyka, ludzie, czas.
Brak promocji odpowiedzialnej za rozpowszechnienie tekstu. 

Bo ja się boję, że nie umiem pisać. 
Czasami, przed premierą jakiegoś mojego tekstu w którymś z kolei magazynie, mam kłębki koszmarów w głowie. Śnią mi się krytycy, trochę jak Paweł Pollak, którego bardzo lubię czytać. Chwytają mi książkę, świeżo wydaną, i śmieją się. Strasznie się śmieją, Boże, można od tego umrzeć. Ludzie mówią, że się przejmuję, że powieści mam słabsze, ale opowiadania zawsze ryją banię - ostatnie, które weźmie być może Szortal w wydaniu letnim, nie jest polecany matkom ani kobietom w ciąży. Nawet moja Annie płakała. Co z tego jednak, jak nadal się boję. Już trochę osób zakupiło 'Kobieciarę'; czekam na znak, recenzje, słowa krytyki.


A większość Polski nadal pisze. A czyta? No, już mniej. To kto to będzie kupował, pomijając oczywiście stan książki pod względem redakcji, korekty - a raczej braku ich? Kto będzie czytał, ożywiał bohaterów, zachwycał się, mówił: och, pisarzu, ukręcę ci kark, ukręcę ci kark szybciutko za tę zbrodnię?
Nikt. Bo nikt nigdy tego nie przeczyta, sam będzie pisał. Nie znajdzie czasu na pracę, na dzieci, na dom, na naukę, szkołę, studia i maturę. A inne książki? Po co? Żeby sobie czas zabierać?

Po to, by ćwiczyć.
To ma być post motywujący. Czytajmy więcej. Mniej piszmy. Mówię to sama do siebie, powieści mi leżą odłogiem, szafę skręciłyśmy z Ann, więc już wymówki nie mam, a powieść - moja prywatna - musi zostać dokładniej rozpisana. Mniej piszmy. Pisanie nie ucieknie, a dobrych tekstów nadal przybywa. To najlepsze ćwiczenie. Jestem w trakcie tworzenia streszczenia-felietony podręcznika Pinkera. Facet wie, co mówi o pisaniu i własnie pierwszy rozdział poświęcił ważnej sentencji. Najpierw lektura obcych mistrzów, potem warsztat. Ale nie taki, o jakich mowa na kursach za kilka stówek. Zresztą... zobaczycie. Nic wam jeszcze nie powiem.


Czytanie to najprzyjemniejsza forma nauki słów, zwrotów, układania losów naszych postaci. Żaden podręcznik nie jest wam w stanie zagwarantować dobrej zabawy, jak tylko mocna proza kogoś z kraju lub zza granicy. Jeżeli chcesz osiągnąć sukces pisarzy - będziesz czytała. Jeżeli chcesz pisać, a uważasz się za pępek świata i świrujesz za każdym razem, gdy ktoś pochwali/zgani twoje teksty, zapłacisz za wydanie, a literacki świat będzie się z ciebie potem śmiał.

Drobna dygresja - nigdy nie używajcie formy vanity, by wydać swoje książki. Serio chcecie wydawać pięć, osiem tysięcy, by zobaczyć swoją książkę w internecie, bo nawet nie w księgarni onlife? Nie wolicie poczekać na wydawnictwo, które zainwestuje w powieść swoje pieniądze, a wy pojedziecie sobie na wakacje do ciepłych krajów za tę sumę? Wolicie. Dlatego piszcie tak, jakby mieli was wydać, a nie jakby mieli was oszukać na kilka tysięcy.

Na sam koniec dodam - oczywiście piszcie. Ale niech wasze demony nie targają wami i nie porywajcie się na górę lodową. Ona ma jeszcze swoje dolne partie, o których nikt nie wie. Będziecie do tego zdolni za trzy, cztery, osiem lat. Ale będziecie, jeżeli zaczniecie czytać więcej w ciągu dnia, niż bezmyślnie klepać w klawiaturę.


Ale do Szortalu napiszcie.
Fajnego mają korektora.
No i dodają numery na LC!

angela

Komentarze

  1. Jak duzo wierszy masz w "Kobieciarze"?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mądry post. Sama chciałam jeszcze kilka miesięcy temu napisać książkę, aczkolwiek póki co chcę zbierać jeszcze doświadczenia. Zapisuje wszystko, a kto wie...Może kiedyś uda mi się coś porządnie skleić. Zapraszam do siebie poulciak.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też coś tak sobie skrobię, powoli, bez szaleństw i zawrotów głowy. To nie musi być bestseler, to nie musi być szał. Nie jestem ślepo w siebie zapatrzona i urzeczona słowem "pisarz/ pisarka". A wielu ludzi myśli, że jak wyda książkę to jest "kimś". Kim? Hm...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz