[PISANIE] Co chcemy robić z literaturą w XXI wieku?

[z góry uprzedzamy, temat potraktowany przekrojowo i zabawowo]
Na samym początku dziękujemy za taką liczbę wejść. Post o pisaniu konspektu ma ich około 900, a liczniki nadal szaleją - to wielkie wyróżnienie! Dlatego w tym tygodniu znajdziecie u nas jeszcze kilka tekstów na temat pisania powieści i opowiadań. 
Dzisiejszy temat zaś będzie się kręcił wokół dwóch grup. Tych, którzy mówią, że na pisaniu się zarabia i tych, którzy uważają, że pisanie to hobby. 
Nie twierdzimy od razu, że z pisania idzie się utrzymać - w dzisiejszym świecie, w Polsce dobrej zmiany, z literaturą jest jak ze związkami partnerskimi. No, nie ma jej, prawie dosłownie, oczywiście. Jednak są ludzie, którzy potrafią większość swoich dochodów opisać etykietą: za knigi. Idąc tym tokiem myślenia, spróbujemy dziś pogadać na temat literatury - nie tylko powieści, ale także felietonów, krótkich tekstów, warsztatów pisarskich. 

Wstawiam tutaj pierwszy post, ja - Ann, z konta Angeliny, która (jak się właśnie dowiedziałam) śledzi moje poczynania po drugiej stronie ekranu. Dziwny ten blogger. I nie słuchają się mnie akapity, wybaczcie. :D

Zaczęłyśmy rozmawiać o pisaniu powieści jako pracy.

Ann:
Pisanie? Oczywiście, że hobby!
(Angelina zaraz to podważy.)
Zawsze to podważa. Ale spójrzmy prawdzie w oczy. Czym innym może być pisanie? To przecież przyjemność.  Kiedy siadam przy klawiaturze i otwieram pustą stronę Worda (bądź z rozpoczętą historią) czuję podniecenie już na samą myśl, że oto właśnie staję przed nowym światem, nową rzeczywistością, nowymi przyjaciółmi i ich perypetiami zrodzonymi w mojej głowie. Wiem, że kiedy tylko zawiąże mi się pomysł, jakiś zamysł, punkt główny fabuły, pogrążę się w świecie, gdzie będę panią, bogiem, guru, mentorem, szamanem i innymi takimi - w jednym. Pogrążę się w świecie, gdzie nie ma tej rzeczywistej codzienności, nie ma problemów z nią związanych, nie ma normalnie upływającego czasu (który i tak nie upływa normalnie, brakuje mi jeszcze jednej dobry w dobie), no i nie ma zmartwień finansowych i pieniędzy.
Nie piszę tych historii dla pieniędzy. Robię to, bo to kocham i uwielbiam zagłębiać się w wymyślanych przez siebie (i nie tylko przez siebie) światach. Nie piszę na rozkaz, nie piszę pod dyktando, piszę dla siebie. A że przy okazji znajdują się inni zapaleńcy tego mojego pisania - spoko. Publikowałabym opowiadania bądź rozdziały powieści w sieci, gdyby nie chęć posiadania ich na papierze (papier nigdy nie zginie), i gdyby nie... wszechobecni złodzieje.
Pisanie to nieodwzajemniająca przytulenia miłość mojego życia, a za miłość się nie płaci.

 Angelina:
(A nie mówiłam, że podważy?)
Ale przytulenie w pewnym sensie jest fizycznym wydźwiękiem i gdyby przyrównać do przytulenia chęć zaspokojenia swoich pierwotnych instynktów, dodając do tego najstarszy zawód świata... wychodzi na to, że to miłość fizyczna, za którą nawet w naszych czasach ludzie każą sobie słono płacić. Książka jest fizyczna, ma kartki, okładkę, można ją dowolnie maltretować poprzez dotykanie... czy wszyscy mieli tutaj złe myśli?  Idąc dalej podobnym tokiem rozumowania dochodzimy do tego, że prócz naszej miłości do pisania, może nam ktoś jeszcze za tę fizyczność płacić, a dzięki temu my możemy się poświęcić całkowicie. Możemy codziennie pisać, codziennie pracować w domu, zasłużyć na miano pisarza. Możemy się w tym hobby zanurzyć - mieć czas na szlifowanie, na przebywanie z  bohaterami, a przy tym deadline wcale nie wydaje się taki straszny. No bo co, skarbie, wolisz pracować dla kogoś czy starać się, aby pieniądze płynęły z pasji? 

Ann:
Porównałaś właśnie literaturę do dziwki! W sumie może i racja, to taka trochę i dziwka, Ty płacisz jej swoim czasem i masz z tego przyjemności. Praca zarobkowa zawsze kojarzyła mi się z przymusem. Kiedy stoi nad Tobą wydawca i krzyczy, że termin oddania kolejnej powieści upływa nieubłaganie, to także przymus. Zmusza do tego, aby usiąść i pisać, czyli robić coś na potrzeby innych, bo na przykład ja w danym momencie na to pisanie nie mam ochoty (to nie jest tak, że uwielbiam poświęcać swojej literaturze dnie i noce). Jeśli zaś nie mam na coś ochoty, to staje się to dla mnie zwykłą pracą, a wymyślanie historii przychodzi z trudem - albo nie przychodzi wcale. Dlaczego miałabym robić to z czyjegoś rozkazu? Bo mi za to płaci? Niech sobie wsadzi w du*ę swoje pieniądze, ja piszę z miłości do liter - każdej z osobna i wszystkich razem. Kocham nieograniczone możliwości tworzenia, które daje mi literatura, a ktoś stojący nade mną i nad moim tekstem mi te możliwości zaburza, ogranicza, związuje.

Angelina:
Wolałabym, by nade mną stał wydawca niż pracodawca. Zresztą zawsze można robić tak, że piszesz dwie historie - jedną, którą musisz oddać i drugą, którą chcesz pisać dla siebie.

Ann:
To nie działa, lepiej skupiać się na jednym, bo można się pogubić.

Angelina:
To straszne, widzisz, nie umiesz sobie planować czasu. 
(Jak ona mnie kocha.)
No to co cię męczy w siedzeniu i pisaniu? Fejm?!

Ann:
Nic mnie nie męczy, kiedy mam pomysł i nie muszę tego robić. 
Dopóki nie będzie z tego kasy takiej, żebym mogła utrzymać nas obie na poziomie wyższym niż obecny, to zawsze będzie moim hobby.

Angelina:
Czyli nie utożsamiasz się z tym co luzie mówią - że pracy nie ma, kiedy człowiek w hobby siedzi?

Ann:
Hobby to nie praca, to przyjemność.

Angelina:
Wiesz, że jesteś kosmitą? Każdy człowiek chciałby robić to, co lubi.

Ann:
Nie, autorem. xD

Angelina:
Nędznikiem, a nie.

Ann:
Jestem autorem i zarabiam na swoim pisaniu tyle, że nawet bym się za to nie najadła, robię to, bo to kocham, a nie, bo chcę z tego żyć.
Chcę żyć z tym. A nie z tego.


Angelina:
Ale masz możliwość. Mamy umowę na trzy tomy, razem udałoby się nam coś zarobić. Nie wiadomo jak pójdziemy dalej, ale coś się otwiera.

Ann:
Ale to wciąż nie jest praca zarobkowa. To jest dodatek socjalny. (xD)

Angelina:
Dodatek od kultury...

Ann:
Dokładnie!
I tyle. Taki profit nie mający większego znaczenia. Jak kupię za to dom z basenem, to pogadamy.

Angelina:
No straszne... A korekty, redakcje? Czy to by bardziej pasowało?

Ann:
Korekty i redakcje to już tak, z przyjemnością tego nie robię.

Angelina:
*kręci głową*
No to podsumowując, lepiej, by ludzie pracowali z przymusu niż z przyjemności? Bo tak to wygląda.
Drodzy państwo, nie wybierajmy Anny na prezydenta!

Ann:
Jak to nie? Ave ja!

Angelina:
Rządy będą gorsze niż aktualne.

Ann:
Nie, jeśli ktoś pracuje i uwielbia swoją pracę, utrzymuje się z tego, to jest to wciąż pracą, którą uwielbia.
Hobby jest dla mnie czymś, co od codzienności pozwala się oderwać, a nie tworzy jej podstawę.

Angelina:
A czemu nie może jej tworzyć?

Ann:
Więc jeśli zacznę zarabiać na pisaniu tyle, żeby się z tego utrzymać i jeszcze odłożyć, już nie będzie to moim hobby, stanie się czymś codziennym, bo pracować trzeba codziennie. Wtedy znajdę sobie inne hobby - będę grać na rynku na skrzypcach!

Angelina:
Boże.....
Z kim ja żyję.
Dobra, a co myślisz o studium Creative Writing? O szkołach pisania? O takim utrzymywaniu się?

Ann:
Z najlepszą kandydatką na prezydenta - to będzie Dobra Zmiana!

Angelina:
Chyba Lepsza Zmiana.

Ann:
Le(s)psza Zmiana. Przeprowadzasz ze mną wywiad??
Co myślę o creative. Są spoko, jeśli osoba, która to prowadzi, ma mózg (zapraszam do mnie, nauczę Was pisać ciekawe dialogi).
Wtedy można z tego coś wynieść, bo przecież uczymy się przez całe życie.

Angelina:
Chyba sceny seksualne...


Ann:
Też. :]
Ale nie warto skupiać się na radach jednej osoby - każdy pisze inaczej i jest mądry inaczej. Jeśli uczyć się pisania, to z kilku źródeł po trochu i wyciągać z tego samą kwintesencję. I nie warto tego traktować jako życiowy drogowskaz. Boże, broń. Nie zatracajmy indywidualności.

Angelina:
Im więcej czasu na pisanie, tym większa możliwość stworzenia indywidualności. A taki nauczyciel też ma granice? Że kiedy zaczyna na tym zarabiać, bo zarabiają trochę, to robi to z przymusu? Wykazuje się w tym dostatecznie?

Ann:
To zależy. Jeślibym miała uczyć kogoś pisać online - to charytatywnie, na zasadzie - robię coś dla Ciebie, ty robisz coś dla mnie, kiedy potrzebuję. Jeśli mielibyśmy zebrać się w grupie  w wynajętej sali, to na wynajem trzeba by było się zrzucić (wystarczająco dużo dokładam do swojego pisania), ale cała reszta by była charytatywnie, bo ja też mam z tego radochę. Uwielbiam burze mózgów.
Jeśli natomiast byłabym typowym belfrem... To już nie byłabym autorem.
Zarabiałabym na uczeniu, nie na pisaniu, a pisałabym hobbystycznie.
Widzisz, koło się zamyka.

Angelina:
No ale to nadal literatura, bo nie spłycamy do tematu tylko powieści.
A felietony? Nie chciałabyś być jak dziennikarz? Felietony to też literatura.

Ann:
Piszę je non-profit!
(Tu nastąpiło zdanie Angeliny nie nadające się do publikacji, coś o upartych krowach i takich tam.)
Nie, bo dziennikarze mają terminy i za niedotrzymanie ich mogą wylecieć, a ja swoje terminy olewam i nic mi takiego nie grozi.

Angelina:
I tak nie wygrałaś, bo ludzie maja taką mentalność, że wolą robić to, co lubią, a ty po prostu jesteś dziwna.

Ann:
Nie i koniec. Hobby to dodatek odciągający od rzeczywistości, kiedy zaczynasz na tym zarabiać, to już nie jest hobby, bo staje się częścią tej rzeczywistości. 
Ależ ja robię to co lubię, tylko na tym nie zarabiam. Jeśli zacznę, będzie to moją pracą, którą lubię, a hobby znajdę sobie inne. Nie można tkwić tylko w jednym, to ograniczające. To brak kreatywności.

Angelina:
Nieprawda! Masz się ze mną zgodzić, bo nie będzie obiadu!

Ann:
Taka presja... No ale powiedzcie sami (ignorując tę krzykaczkę i awanturnicę) - pisanie to hobby, nie praca, pisanie to przyjemność, literackie uniesienia, miłość papieru, orgazmy bohaterów. Nie jestem dziwką, żeby mi za to płacili.


Tutaj nastąpiła wymiana zdań także nie nadająca się do publikacji. W każdym razie to temat, w którym nigdy się nie zgadzamy (tak jak w tym, że pisania jako takiego da się nauczyć - Angie twierdzi, że nie da, bo to talent) i chyba nigdy nie zgodzimy, ale to nieważne. Taka wspaniała różnorodność, mimo wspólnych pasji. Przynajmniej mi się nie nudzi. ;] 

A Wy? Praca czy hobby? Można na ten temat dyskutować długo, chętnie więc pogadamy.
Mamy też nadzieję, że i ta forma postów przypadnie wam do gustu!

Angela&Anna

Komentarze

  1. Dla mnie pisanie to czysta przyjemność, a zatem hobby.
    Nie znoszę być zmuszana do czegokolwiek, a praca to niestety jeden wielki mus. Co z tego, że w pracy nie miałam szefa? Miałam za to klientów, umowy i terminy. Czyli tak czy owak był to obowiązek.
    Do rozpaczy doprowadzały mnie stwierdzenia typu: "bo pani lubi księgowość". A guzik tam! Lubię to na ryby jeździć, grzyby zbierać i pisać.
    Nie chciałabym, żeby moje pisanie stało się pracą, bo wówczas zniknęłaby spontaniczność, zastąpiona rutyną i dążeniem do zminimalizowania tzw. wkładu własnego.
    Na szczęście, dzięki mojemu mężowi, nie muszę dokonywać wyboru. Mogę pozostać przy hobby.

    Pozdrawiam Panie A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! też pozostanę przy hobby, Angelina niech na tym zarabia. :D Powodzenia!
      Ann

      Usuń
  2. A może być odpowiedź "trochę to trochę to"? bo ja bym właśnie takiej udzieliła. Po pierwsze- hobby, jak mogłoby być inaczej? Przecież pisać można właśnie z pasji, właśnie dla tego że się to lubi, że sprawia przyjemność. Nic dziwnego że tyle osób pisze, sama czerpię z tego wielką radość, z tak pozornie małej rzeczy. Po drugie praca- to zależy jaką definicję pracy zastosujemy (no bo w fizyce też jest słowo praca a nie odnosi się do pieniędzy) może być praca nienagradzana pieniężnie czy upominkowo, wystarczy że wystąpiło działanie które zabrało nam czas. Tak jak idziemy do ogródka przekopać marchewki, praca została wykonana a nie zarobiliśmy na tym :) Trochę poplątałam prawda? Takie to moje wypowiedzi :)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisanina (bo nie pisanie - to brzmi za poważnie jak na to, co uprawiam) to zdecydowanie moje hobby. Lubię to robić i lubię słyszeć, że komuś się to podoba. Ale gdyby tak ktoś chciał mi za to zapłacić to wcale a wcale bym się nie pogniewała...

    OdpowiedzUsuń
  4. W kwestii pracy powiedziałabym, że pisanie najpierw jest hobby, a potem może stać się pracą, chociaż zawsze na pierwszym miejscu powinno występować jako hobby. Jeśli płacą Ci za Twoje hobby to najlepsza praca, jaką mogłeś dostać - w końcu sprawia Ci przyjemność. To, że z pisania ciężko wyżyć, jeśli się nie wyda światowego bestsellera, a najlepiej dziesięciu to już inna kwestia. Pozostaje jeszcze tylko zadać sobie pytanie, czy kiedy z pisania mamy wyżyć, trochę umiera w nas spontaniczność samego pisania? Czy ze świadomością, że już za dwa dni deadline da się usiąść przed Wordem podnieconym myślą o stworzeniu kolejnej części układanki, czy może podniecenie zmienia się w strach o to, że nie napisze się czegoś wystarczająco dobrego w terminie? Ja, na przykład, jak obiecam na Facebook'u, że dodam posta we wtorek, to nawet jeśli zapowiem się kilka dni wcześniej - nic nie napiszę, bo ciągle myślę, że do wtorku muszę napisać coś DOBREGO. A najlepiej mi się pisze, kiedy nic mnie nie goni ;)
    No i jestem też zdania, że pisania można się nauczyć. Im więcej się czyta, im więcej się pracuje nad stylem - wiadomo, ktoś kto nie lubi i nie ma predyspozycji, nie będzie chciał się uczyć, pisać i się nie wybije, ale jeśli ktoś się będzie starał, ćwiczył i słuchał dobrych rad, na pewno dobrze na tym wyjdzie. King mówił, że żeby dobrze pisać, trzeba czytać przynajmniej 8 godzin dziennie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisanie jest moją pasją, jest odskocznią od rzeczywistości tak samo jak czytanie książek. Nienawidzę nic robić na siłę, dlatego piszę wtedy, kiedy zwyczajnie mam ochotę :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz